sobota, 21 stycznia 2017

41. BOLEK

Oświadczam, że JESTEM W STANIE PRZEDSTAWIĆ i wydrukować w postaci papierowej, każdemu Kowalskiemu dowolny dokument, będący dokumentem własnoręcznie przez Kowalskiego podpisanym, a nawet w całości, odręcznie przez Kowalskiego napisanym. Dokument oczywiście będzie miał treść kompromitującą Kowalskiego lub w inny sposób będzie świadczył na jego niekorzyść. Żaden biegły grafolog nie podważy prawdziwości takiego dokumentu, bo charakter pisma, będzie całkowicie autentyczny.

Od wielu lat potrafię coś takiego zrobić.

Jak?

Bardzo prosto. Dysponując komputerem i maszyną typu skaner/kolorowa drukarka. Skanuje się autentyczny dokument. Elektronicznie wybiera się sekwencje, ręcznie napisane przez Kowalskiego, wraz z jego podpisem. Następnie sekwencje zestawia się na ekranie w inną treść. Na koniec elektronicznie zabarwia się litery na stosowny kolor i gotowe.

Po wydrukowaniu na kolorowej drukarce robi wrażenie. Żaden grafolog niczego nie zakwestionuje. Oczywiście należy wykazać się starannością. W celu postarzenia dokumentu można dodatkowo zabarwić tło, nanieść plamki itp. Metod jest bez liku.

Wystarczy teraz taki dokument zaprezentować w TV i „ciemny lud to kupi” – jak mawia współtwórca nowoczesnych kierunków rozwoju myśli politycznej Jacek Kurski. Innymi słowy przeważająca większość Polaków we wszystko uwierzy. Bo przecie na własne oczy widzieli! „Gniew ludu” gwarantowany!

Wiem co piszę. Pracowałem 16 lat w pewnym wydawnictwie przy tworzeniu rozbudowanych dokumentów zawierających skomplikowane rysunki i zagraniczną grafikę z polskimi opisami. Dodatkowo produkowałem dokumenty "proceduralne" z oryginalnymi podpisami osób, których nie znałem, ale miałem wzory ich podpisów. Dokumenty te miały
znaczenie czysto biurokratyczne. Pilnowałem, żeby żaden z tych podrobionych dokumentów nigdy nikomu nie zaszkodził.
Dlaczego musiałem to robić?
Instytucja państwowa, w której pracowałem, często bowiem "budziła się" po półrocznym okresie i wymagała od firm współpracujących pewnych "wstecznych" dokumentów. Oczywiście żadna współpracująca firma nie zgadzała się na coś takiego.
A u nas polecenie pani prezes było jasne każdy pracownik musiał taki dokument umieścić w elektronicznym katalogu, zwanym teczką akt dokumentacji. I każdy umieszczał. Dzięki mnie.
Dokładnie, to MUSIAŁEM
robić na POLECENIE SŁUŻBOWE, w tej instytucji, stricte państwowej.
Z niekłamaną przyjemnością ujawnię jej nazwę prokuratorowi
gdy mnie o to zapyta.
Ale, wierzcie mi, nabrałem niezłej wprawy!

To, że wiem, jak to wszystko zrobić, nie znaczy, że to nadal robię. Po prostu NIE MAM ZWYCZAJU wytwarzać dokumentów poświadczających nieprawdę na szkodę innych ludzi! Frajer jestem, a może po prostu uczciwy jestem.

Ale inni mają ten zwyczaj...

I tak, obsypanie Lecha Wałęsy stertą kompromitujących dokumentów, których w życiu na oczy nie widział i nie podpisywał, nie stanowi problemu.

 
Chyba Jacek Fedorowicz powiedział kiedyś dawno, jeszcze w PRL, coś ważnego. Powiedział to w III programie Polskiego Radia – TAK, wówczas w „Trójce” takie „kwiatki” przechodziły. Powiedział mianowicie, że z g…nem do czynienia mamy wszyscy, różnica jest taka, że jeden tylko umoczył w nim palec, a drugi kąpał się.

Trudno sobie wyobrazić, że ktoś tak znany jak Lech Wałęsa, nie miał od dawna założonej teczki w PRL-owskiej bezpiece. Każda teczka miała kryptonim. W tym przypadku kryptonimem był „Bolek”. Ogólnie nikt nie miał wpływu na to, czy ma teczkę w bezpiece. Nikt też nie miał wpływu na to, co było w dokumentach teczek zapisane i zgromadzone. Jednocześnie funkcjonariusze SB byli zainteresowani pozyskiwaniem tajnych wywiadowców, bo byli za to premiowani. Potem wpisywali do teczek informacje prawdziwe, a także nieprawdziwe, żeby się wykazać, jakich to dobrych informatorów zwerbowali.

Jak więc widać, zapisy dotyczące „Bolka” mają wątpliwą wartość dowodową.

 
W TV prezentowane są skany dokumentów. Dla uczciwego biegłego skan powinien być
bezwartościowym materiałem do badań. Pytanie, na jakim materiale pracowali biegli IPN? Niestety polscy naukowcy, szczególnie starsi wiekiem, są analfabetami komputerowymi. Podejrzewam, że przeciętny grafolog, który opiniuje wyłącznie krój pisma odręcznego, nie zdaje sobie sprawy, że przedstawiony mu do opiniowania materiał może być celowo zmontowany.

Podobnie zresztą jest z dźwiękiem. Nagranie cyfrowe w sądzie nie stanowi pełnowartościowego dowodu, chyba, że inne okoliczności wskazują, że nie było zmontowane.


Pewne jest, że Lech Wałęsa nie „kąpał się” we wspomnianym g... W ogólnym rozrachunku,
jako ten „Bolek”, wyszedł bokiem bezpiece i chwała Mu za to!

Zapisy dotyczące „Bolka” mogą istnieć od lat siedemdziesiątych. Postać Lecha Wałęsy była bowiem znana już w latach siedemdziesiątych. „Ciemny lud” dowiedział się o jego istnieniu dopiero w roku 1980 przy okazji porozumień sierpniowych. Jednak zachodnie rozgłośnie radiowe wymieniały nazwisko Wałęsy już parę lat wcześniej.

A teraz, jako wolny naród robimy Lechowi Wałęsie wredny, typowo polski smród. Bo nawet Rosjanie nie prowadzą wrogiej i oszczerczej kampanii wobec Gorbaczowa.

Widać jak na dłoni, że jako wolny lecz nadal „ciemny lud” potrafimy być podłym narodem!

PODŁYM POLSKIM NARODEM!


**************************************
Proszę także o zapoznanie się z artykułem
43. DEMO * z dnia 10 lutego 2017, który stanowi dopełnienie tematu cyfrowego fałszowania dokumentów.