poniedziałek, 26 października 2015

17. LOCOMOTION

Zacznę znów od przekazu z dawnych lat. W drugiej połowie lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku, kilka lat po śmierci, nieodżałowanego przez co poniektórych, Józefa Stalina, ster rządów po Bierucie zadzierżył Władysław Gomułka. Zasłynął on z wielogodzinnych przemówień, w których przekonywał społeczeństwo o wyższości komunizmu nad ustrojami społecznymi reszty świata. A ponieważ w Polsce, jak zawsze, była bieda, musiał nieźle się nagimnastykować, żeby, przynamniej w swoim prymitywnym pojęciu, kogoś przekonać. Tym bardziej, że socjalistyczna gospodarka nie sprawdzała się i ceny podstawowych artykułów, w tym żywnościowych wykazywały tendencję wzrostową.

Ponoć w jednej ze swoich oracji Gomułka ustosunkował się do podwyżki urzędowej ceny kiełbasy zwyczajnej, ale o tym będzie dalej.

Trzeba Wam wiedzieć, że wówczas wszystkie artykuły, ze względów ideologicznych, miały urzędowe ceny, nawet pietruszka, czy koperek. Zatem kiełbasa zwyczajna też. A była ta kiełbasa tragiczna w smaku – wprost nie do jedzenia, ale z czasem, w komunizmie stała się, jak byśmy dziś powiedzieli, absolutnym hitem, probierzem bieżącej sytuacji ideologiczno-politycznej.

Tego filozofowie Marks, Engels i Lenin w najśmielszych wyobrażeniach nie przewidywali!

Dość powiedzieć, że pozycja kiełbasy zwyczajnej w miarę upływu czasu ideologicznie rosła i zyskiwała na znaczeniu. Zaryzykuję stwierdzenie, że wręcz rozpoczął się triumfalny marsz do sukcesu, tej wstrętnej w smaku, kiełbasy zwyczajnej.

Błyskotliwa kariera kiełbasy zwyczajnej galopowała wręcz milowymi krokami. Oto kolejne, następne urzędowe podwyżki cen tego niby spożywczego artykułu skutkowały już strajkami i ostrymi rozruchami społecznymi o charakterze wybitnie robotniczym, z aresztowaniami i strzelaniem do robotników włącznie. Po tych zdarzeniach następowały zwykle daleko idące zmiany na najwyższych szczeblach polskiej władzy komunistycznej.

Głupio to wyglądało przed resztą świata, bo wszystko to odbywało się w państwie mianującym się robotniczym.

No, ale taka to już była rozbuchana ta kiełbasa!

Wracając do lat pięćdziesiątych, kiedy jeszcze naród polski wykazywał cierpliwość i chciał dać szansę nowej wówczas, poststalinowskiej władzy, Gomułka pewnego pięknego dnia, w swojej kolejnej wielogodzinnej oracji zaserwował poddanym stwierdzenie, że Polacy nie powinni mieć pretensji za podwyżkę urzędowej ceny tejże kiełbasy zwyczajnej. Naświetlił narodowi sprawę rynkowo – wszak w każdej gospodarce są wahania – jedno drożeje, drugie tanieje. Pocieszył więc życzliwie tzw. masy pracujące miast i wsi objawieniem, że przecież równocześnie staniały lokomotywy parowe produkowane przez fabrykę Cegielskiego z Poznania. Zatem, o co biega? Coś za coś. Gospodarka jest w równowadze. Toć przecie robotnik teraz może sobie za psi grosz kupić lokomotywę parową, więc niech się durny robol nie czepia władzy socjalistycznej!

Tu, trzeba przyznać, że Towarzysz Wiesław (taki był pseudonim Gomułki z czasów „walki o wolność”) jakby wyprzedzał swoją epokę. Czyżby przewidywał, że każdy robotnik będzie chciał mieć swój własny pojazd, chociażby, by pojechać nim z rodziną na niedzielną mszę, a po mszy na niedzielną wycieczkę poza miasto. Tylko niedzielną, bo w soboty wówczas pracowało się.

Widać zdaniem Towarzysza Wiesława lokomotywa do tego celu znakomicie mogła się nadawać. Bo i też w jednym miał rację towarzysz Wiesław – lokomotywy parowe istotnie bardzo staniały. A to z tej prostej przyczyny, że cywilizowany świat zastępował już je pojazdami o napędzie spalinowym i elektrycznym.

Wracając do kiełbasy, na zakończenie, tak sobie myślę, że omawiana komunistyczna kiełbasa zwyczajna zasadniczo wyrabiana była z mięsa wieprzowego. Zważywszy jednak odrażający smak, musiała zawierać tylko niewielki procent mięsa tego skądinąd sympatycznego (i smakowitego) zwierzęcia.

Dalej sobie myślę, że można zaryzykować stwierdzenie, iż te biedne wieprzki, które straciły życie stając się surowcem do produkcji tej parszywej w smaku kiełbasy zwyczajnej, pośmiertnie okryły się chwałą. Mianowicie dokonały rzeczy pozornie niemożliwej – oto, w sposób wyrafinowany, rządziły polskim komunizmem, że nawet sam Breżniew by tak nie potrafił!

Podsumowując skomplikowane filozoficzno-ideologiczne i doktrynalne współzależności pomiędzy komunistyczną kiełbasą zwyczajną a lokomocją parową, dopiero Gorbaczow definitywnie położył kres triumfalnemu pochodowi omawianej pseudo-kiełbasy ku coraz to bardziej znaczącej i zniewalającej nawet władzę komunistyczną, pozycji.

A i sama kiełbasa zwyczajna w niesławie zniknęła z rynku, gdyż czegoś takiego, po roku 1989, nawet postkomunistyczne psy by nie jadły.

Niemniej jednak, obrazuje to, jaki POZIOM INTELEKTUALNY reprezentowali ówcześni polscy rządzący z Towarzyszem G. na czele.

Co się zmieniło w 2015?

Jeżeli chodzi o elity rządzące to, trzeba przyznać trochę…

Ale bez przesady, nie tak znowu dużo…















Ale spoko – będzie wesoło...

Posłowie autora. Absurdalnie, rozumowanie Gomułki było na swój sposób prawidłowe i pewna logika w tym była. Wynikało to z przesłanek ideologicznych komunizmu. Otóż doktryna komunistyczna zakładała, że właścicielem środków produkcji, w tym między innymi wszystkich zakładów mięsnych oraz fabryki Hipolita Cegielskiego, był cały naród. Naród zatem powinien podejść z właścicielskiego punktu widzenia. Wówczas naród by wiedział, że gdy naród, jako całość, zapłaci więcej za produkty żywnościowe, a mniej za lokomotywy, to nic złego nie stanie się. Bilans narodowi wyjdzie na zero.
Tyle, że narody, którym narzucono ustrój komunistyczny nie chciały podchodzić „z właścicielskiego punktu widzenia” i to właśnie było jednym z absurdów tego ustroju, czyniąc go utopią.
Foto: internet

piątek, 23 października 2015

16. IDZIE NOWE

Drogie Panie,

Przewidując wynik wyborów w najbliższą niedzielę, nie mam dla Was dobrych wiadomości. Ilustruje to poniższe zdjęcie, znalezione na Facebooku, które zamieszczam ku przestrodze. Ponieważ jest świetne, chociaż gorzko-dowcipne, chcę je „ocalić od zapomnienia”.

Cóż, jak mądrość ludowa głosi, co kraj, to obyczaj…



Idzie nowe.

Mnie osobiście trudno będzie zaakceptować taki obyczaj, niemniej jednak zdaję sobie sprawę, że w naszym kraju większość mężczyzn chętnie widziałaby żonę lub partnerkę, jako kobietę oddaną, poddaną „służebnicę pańską”. Oczywiście tym „panem” byłby ON, czyli odpowiednio mąż lub partner.

Bo statystyczny mężczyzna Polak posiada majątek nieruchomy oraz ruchomy – mieszkanie, oraz samochód, telewizor, żonę, meble itp.

Idzie nowe.

Wychodząc temu „nowemu” naprzeciw, obiecuję, że ręki do tego nie przyłożę. Do nowych przekrętów nowej władzy zresztą też nie. Mając wybór pomiędzy ewidentnymi oszołomami lub cynicznymi karierowiczami żądnymi władzy i pieniędzy, pozostaje oddać głos nieważny. Pójdę do komisji wyborczej, jak do sklepu, i z braku zadowalającej mnie oferty, „nic nie kupię”!

Bo w niedzielę 2015-10-25, te komisje wyborcze będą przypominały dawne komunistyczne sklepy spożywcze w stanie wojennym. Przez przeważającą większość godzin otwarcia tych sklepów, do kupienia był wyłącznie ocet…

Tak – w niedzielę te komisje też zaoferują nam OCET POLSKI. Nawiasem mówiąc, ocet to napój podany Chrystusowi na krzyżu. Teraz jest podawany Polakom.

W czym tu zatem wybierać?

Nieżyjący już Mieczysław Rakowski, kiedyś zagalopował się w telewizji. A był to początek lat osiemdziesiątych. Wszędzie już wówczas trwały zażarte dyskusje polityczne, a niektóre z nich przenikały nawet do TV. Otóż Rakowski oświadczył podczas jednej z takich polemik, że Polska, która przez ostatnie stulecia nie była w stanie stworzyć silnej państwowości, obecnie jest skutecznie chroniona przez Pakt Warszawski, pytał więc, co w tym złego. Teoretycznie nic złego.

Jednak moją uwagę przykuła wówczas mądra, pierwsza część zdania wypowiedzianego przez pana Rakowskiego i dlatego w ostatecznej ocenie uważam, że była to, na swój sposób, logiczna wypowiedź. Mam na myśli stwierdzenie, że „Polska nie była w stanie stworzyć silnej państwowości”.

Jak natomiast było z tą „ochroną” przez Pakt Warszawski, sami pamiętamy. Były zachowane pozory suwerenności Państwa Polskiego, ale de facto była to po prostu radziecka okupacja. Niemniej jednak trzeba zrozumieć, że o tej „ochronie” Rakowski wspominał będąc starszym już wówczas człowiekiem, który przeżył okupację hitlerowską, i który nadal jedynego zagrożenia absurdalnie upatrywał ze strony skądinąd całkiem już odmienionych Niemiec.

Niestety teraz wyraźnie widać, że Polska, pomimo iż jest wolna, pod „panowaniem” obecnych „wodzów”, przedstawicieli obecnych elit politycznych, nadal nie jest i nie będzie w stanie wypracować silnej państwowości...

Tu Mieczysław Rakowski miał, i nadal ma świętą rację!

Patrząc na aktualną mizerną ofertę dla Polaków, nieporadnie przygotowaną przez wspomniane „elity” polityczne, patrząc na wzajemną nienawiść wewnątrz tych elit, na ich populistyczne, naiwne i wręcz infantylne „kampanie”, doprawdy nie ma już się co łudzić, w ogóle nie ma o czym rozmawiać.

„Idzie nowe” – oby nie wróciło stare, czy nawet prastare…

Na razie NIC NIE KUPIĘ…

Na koniec wypada nawiązać do ilustracji – otóż pozwólcie Drogie Panie, że to JA UCAŁUJĘ WASZE RĄCZKI!