piątek, 28 lipca 2017

60. POLEXIT

Za komuny tak sobie myślałem,
porwany wyobrażeniami, 
że my Polacy, i duszą, i ciałem,
jesteśmy Europejczykami.

Więc humor też miałem lepszy,
że taką myśl tu wysunę,
bo zawsze, gdy ktoś coś spieprzył,
klęło się ruską komunę!

Jawił w marzeniach się sennych,
kraj mlekiem i miodem płynący,
że Polska to kraj suwerenny,
ze SPOŁECZEŃSTWEM MYŚLĄCYM.

Aż wreszcie, po latach pod butem,
upadła komuna szemrana.
Padła już całkiem, na skutek
kreciej roboty Reagana.

Więc, kiedy komuny już ni ma,
żaden się sztandar nie ostał,
to w Polsce wciąż dobrze się trzyma
przygłup, cwaniak i prostak.

I wyszło zupełnie inaczej,
gdy już nie rządzą komuchy.
Nie zachodni jesteśmy, lecz raczej,
ciemne ze wschodu pastuchy...


Napisane: 20 października 2004
Ilustracja: internet, modyfikacja autor.

poniedziałek, 24 lipca 2017

59. PO CO NAM WOLNE SĄDY?

TA SZARA TWARZ NA ZDJĘCIU POWINNA PORAŻAĆ!
PO CO NAM WŁAŚCIWIE TE WOLNE SĄDY?


Otóż na obstalunek Władysława Gomułki, Stanisław Wawrzecki, ojciec aktora Pawła Wawrzeckiego, stał się w 1965 roku, ofiarą ZBRODNI SĄDOWEJ.

OSKARŻONY,
POMIMO ŻE NIKOGO NIE ZABIŁ, ZOSTAŁ SKAZANY NA ŚMIERĆ I STRACONY!
Chodzi o słynną w latach sześćdziesiątych aferę mięsną.

Cytat z Wikipedii –
Stanisław Wawrzecki ...aresztowany 18 kwietnia 1964 na warszawskim lotnisku Okęcie, gdy wracał z grupą handlowców z podróży służbowej z Bukaresztu. W procesie przyznał się, że przyjmował łapówki od kierowników sklepów mięsnych (w sumie ok. 3,5 mln ówczesnych złotych). Ponieważ proces toczył się w trybie doraźnym (co było wówczas niezgodne z konstytucją), za czyn ten, zagrożony karą do 5 lat więzienia, można było wymierzyć karę nadzwyczajnie zaostrzoną, a od wyroku nie przysługiwała możliwość odwołania się do sądu II instancji. Przewodniczący składu sędzia Roman Kryże skazał go (zgodnie z żądaniem prokuratora) na karę śmierci. Wyrok ogłoszono 2 lutego 1965. W piśmie z dnia 18 marca 1965 Rada Państwa nie skorzystała z prawa łaski. Wyrok wykonano 19 marca 1965 przez powieszenie w mokotowskim więzieniu przy ulicy Rakowieckiej 37 w Warszawie.

W samej aferze mięsnej NIKT NIE UTRACIŁ ŻYCIA. Ale Władysław Gomułka, z braku sukcesów ówczesnej, niewydolnej, tzw. gospodarki socjalistycznej, WYWIERAŁ NACISK NA SĘDZIÓW I PROKURATORÓW. Chciał bowiem wykazać społeczeństwu, jak to on dzielnie walczy z korupcją zatruwającą tę gospodarkę!

DZIWIĘ SIĘ, ŻE
W WALCE O NIEZAWISŁOŚĆ SĄDÓW, NIKT DZIŚ NIE PRZYPOMINA TEGO ZBRODNICZEGO PROCESU!

Syn służalczego wobec władzy komunistycznej sędziego Romana Kryże, Andrzej Kryże, dziś cieszy się
w PiS wielkim uznaniem i pełnią łask.
Ponownie Wiki –
Andrzej Kryże ...od lat 80. brał udział w szkoleniu aplikantów i asesorów sądowych oraz w komisjach egzaminacyjnych na stanowiska sędziowskie. Od listopada 2005 do maja 2006 był z ramienia Prawa i Sprawiedliwości sekretarzem stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości w okresie, kiedy urząd Ministra Sprawiedliwości sprawował Zbigniew Ziobro. Od maja 2006 do listopada 2007 był podsekretarzem stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości. Był członkiem Komisji powołanej przez Ministra Sprawiedliwości do opracowania projektu nowego Kodeksu karnego w latach 2000–2001. W latach 2001–2005 brał udział jako ekspert w pracach sejmowej Komisji Nadzwyczajnej do spraw zmian w kodyfikacjach (NKK). W 2007 Minister Sprawiedliwości Zbigniew Ziobro przedstawił kandydaturę Andrzeja Kryżego, który jako podsekretarz stanu zachowywał tytuł sędziego Sądu Okręgowego, do powołania na stanowisko sędziego Sądu Apelacyjnego w Warszawie. Krajowa Rada Sądownictwa odrzuciła ten wniosek. Później Zbigniew Ziobro mianował Andrzeja Kryżego prokuratorem Prokuratury Krajowej.

Jak widać Andrzej Kryże, ze swoją tradycją rodzinną, może okazać
się wielce przydatny, gdy sądy będą już całkowicie podporządkowane PiS!
Cóż
– synuś swojego taty też „doskonały fachowiec...

*******************


Na koniec – po co szukać w Korei Północnej – „świetlany” przykład sądzenia na polityczne zamówienie mamy na własnym podwórku i to w nie tak dawnej historii.

Ponoć był to JEDYNY taki przypadek w komunistycznej Polsce po 1956 roku. Pomimo, że komunistyczne prawo na to pozwalało, presja środowiska sędziowskiego nie dopuściła do powtórzeń podobnych rozstrzygnięć. Dobrze to świadczy o polskich sędziach, którzy działali w bardzo trudnych, komunistycznych czasach!
Taki, ZBRODNICZY wyrok, w proporcji do popełnionego przestępstwa, jest jeszcze z innych względów zły i niemoralny. Oto pospolity cwaniak i kombinator urasta do rangi męczennika narodowego! Bo jednak Stanisław Wawrzecki był winien zarzucanych mu, jak byśmy dziś powiedzieli, przekrętów. Ale nikogo życia nie pozbawił!

PO TO WŁAŚNIE ABSOLUTNIE KONIECZNE SĄ WOLNE SĄDY!
SĄDY CAŁKOWICIE NIEZALEŻNE OD WIDZIMISIĘ POLITYKÓW!


Foto: Stanisław Wawrzecki, źródło: internet

czwartek, 20 lipca 2017

58. MORDY

Jestem absolutnie pewien, że Jarosław Kaczyński, swoim wystąpieniem w nocy z 18 na 19 lipca 2017 roku, dotyczącym „wycierania zdradzieckich mord śmiercią jego śp. brata”, wbrew pozorom, sporo zyskał na wizerunku, w oczach milionów Polaków – wyznawców. Był bowiem bardzo rozemocjonowany, był naturalny, był niezwykle WYRAZISTY.
Kaczyński był taki, gdyż on sam już WIERZY w to, co mówi! Zatem mówi szczerze. To jest widoczne i to się ludziom podoba.
Powsz
echnie jest postrzegany, jako samotny, walczący naprawiacz świata, znany z literatury, typowy bohater romantyczny.
Bohater walczący o najwyższe, prosto pojmowane warto
ści wolność Polski oraz o Ojczyznę prawą i sprawiedliwą!

Dodatkowo, prości ludzie autentycznie wierzą w opowieści o bombie termobarycznej i w to, że Tusk i PO są winni śmierci Lecha Kaczyńskiego.
Jestem pewien, że w milionach polskich domów, skomentowano chamski wybryk Kaczyńskiego w ten sposób, iż nareszcie znalazł się jeden, który odważył się, łamiąc procedury sejmowe, wejść na mównicę i wprost wygarnąć IM, co myśli.
Jakim IM?
Ano tym wszystkim rządzącym! Tym posłom-osłom.
Tak właśnie Polacy rozumują.

Polacy zupełnie nie kumają mechanizmów demokratycznych. Nie rozumieją systemów demokratycznych, w tym trójpodziału władzy. Gdy przeciętnemu Polakowi próbuje się wytłumaczyć coś w tej materii, to kiwa głową niby ze zrozumieniem, a następnie kwituje

– No dobrze, zgoda, ale w końcu KTOŚ TO WSZYSTKO MUSI KONTROLOWAĆ…
Kim jest ów KTOŚ?
Ten KTOŚ, to wcale nie musi być prezydent, premier czy marszałek sejmu. Ten KTOŚ to WÓDZ! Nieformalny „miłościwy PAN i dobrodziej”, który KONTROLUJE WSZYSTKO. Aktualnie jest nim Jarosław Kaczyński.

W polskim narodzie istnieje prosta (prostacka?) i bardzo silna potrzeba posiadania wodza. Taka nasza słowiańska natura i wynikająca z niej mentalność. W Rosji wodzem jest Władimir Putin. Rosjanie gotowi są znosić najgorszą biedę, ale silnego wodza zawsze będą kochać i szczycić się nim. Na tę miłość do wodza nie ma wpływu nawet gigantyczna korupcja zatruwająca gospodarkę, sięgająca szczytów władzy w Rosji.
Dla Słowian instytucje demokratyczne są niezrozumiałe. Są ZACHODNIE, są OBCE!

Proszę zwrócić uwagę, że także w opozycji panuje podobny klimat. Co i raz słyszy się nawoływania do osób takich jak Lech Wałęsa, Władysław Frasyniuk czy Donald Tusk. Nawoływania typu – przyjdź, przepędź Kwaczora, stań na czele, zorganizuj nam demokratyczne państwo, sam zostań wodzem!
Uratuj nas niczym Zbawiciel!
My, PODMIOT demokracji, jako społeczeństwo, SAMI NIE UMIEMY SIĘ ZORGANIZOWAĆ.
Umiemy tylko krytykować, narzekać, podczas demonstracji wygłaszać kwieciste mowy, z czego nic sensownego nie wynika.

To przecież absurd. Państwo demokratyczne kontra państwo wodzowskie czyli autorytarne – te dwa modele wzajemnie wykluczają się.
Co zatem chcemy stworzyć?
Obecny konflikt jest w stadium, że partia rządząca ma wodza. Zaś dalece niezorganizowana i wzajemnie skłócona opozycja CZEKA na wodza. Czeka na WODZA – męża opatrznościowego. Czeka na ZBAWICIELA, który przyjdzie i ZORGANIZUJE NAM POLAKOM DEMOKRACJĘ. Bo W NAS SAMYCH, obywatelach Polski, TEJ DEMOKRACJI NIE MA. Czujemy swoją
maleńkość, a powinniśmy czuć swoją PODMIOTOWOŚĆ!
To nie jest
europejskie myślenie i tu jest polski pies pogrzebany!

Platforma Obywatelska jest oparta na liberalnych zasadach sprawowania władzy w komórkach organizacyjnych PO. Po odejściu Przewodniczącego Donalda Tuska, straciła dobrego gospodarza – nie wodza tylko gospodarza. Mocno podupadła, pomimo, że niby jest „obywatelska”. Pozostały resztki, pod bardzo nieudolnym przywództwem Grzegorza Schetyny. Schetyna w tej chwili poważnie szkodzi Polsce nie dopuszczając
młodych, postępowych ludzi do kierowania partią  i nie dopuszczając do nawiązania swobodnego dialogu i porozumienia z .Nowoczesną. To też takie bardzo polskie – egoistyczna ambicja miernoty kontra dobro Polski. Tak, tak, panie Schetyna! Takie porozumienie jest w tej chwili EKSTREMALNIE WAŻNE, ale już bez pana, panie Schetyna!

W PO może i są „mordy”, jak to nazywa Kaczyński, ale nie ma zamordyzmu. Dlatego PO skrajnie podupadła, ale przetrwała…
Gorzej byłoby z PiS-em. Gdyby zabrakło Kaczyńskiego, PiS kompletnie przepadłby, gdyż taki jest los formacji wodzowskich o strukturze wymuszonej.

PiS jest typową partią wodzowską. Jest to formacja o strukturze wymuszonej żelazną dyscypliną.
PiS powoli i konsekwentnie dąży do tego, aby struktury bezwzględnej podległości zaprowadzić w całym państwie, na wzór, nawet nie rosyjski, ale bardziej zbliżony do Korei Północnej.

Jarosław Kaczyński chce w Polsce zrealizować model władzy z roku 1982. Miał okazję dobrze się przyjrzeć tej władzy, niejako z profilu, ponieważ nie był internowany. Pomimo gruntownych studiów uniwersyteckich, widocznie w tym małym łebku utrwalił się wyłącznie komunistyczny model, znany z autopsji. Zapomniał jednakowoż, że w odróżnieniu od roku 1982 nie ma za sobą Wielkiego Brata, gotowego udzielić „bratniej pomocy”.
Amerykanie nie wyjdą z koszar, aby bronić PiS przed „wrogiem wewnętrznym”. Wojsko Polskie też nie – już w stanie wojennym było mocno niepewne. Obecna Policja Polska też nie jest
godna zaufania.
Pozostają środki polityczne i propagandowe, które PiS wykorzystuje po mistrzowsku, bazując na organizacyjnej słabości, naiwności i niemrawości opozycji.

Aktualnie PiS, ma się dobrze. Wygra następne wybory olbrzymią przewagą, bo

Schetyna to żaden wojownik. Powinien zniknąć wraz z kolesiami z dawnej ekipy. PO powinna też odrzucić swoją świętoszkowatość.
Petru dobrze myśli, ale jest za cienki i za mało wyrazisty, wobec obecnego przeciwnika. Powinna go zastąpić Pani Katarzyna Lubnauer
Żelazna Kaśka!

Po miażdżącym zwycięstwie PiS, większość byłych posłów opozycji będzie musiała szukać prac prostych.
Będą oni wpuszczani do polskich, bogatych domów, ale tylko do sieni. Następnie informowani będą o tym, gdzie stoi miotła, a gdzie łopata...
Wtedy dopiero zrozumieją, co TRZEBA BYŁO robić
zeżrą tę musztardę po obiedzie i po deserze...

Tak oto wygląda przyszłość „demokracji” w naszym polskim wydaniu.
Dla tych Czytelników, którzy chcą dokładniej przemyśleć całość zagadnienia, polecam teksty związane opisaną tematyką. Może ktoś mądry wreszcie przejrzy na oczy:

1. AZJA ZACHODNIA z 21 sierpnia 2015 r.

http://azja-zachodnia.blogspot.com/2015/08/azja-zachodnia.html

55. RZECZPOSPOLITA PÓŁGŁÓWKÓW z 22 czerwca 2017 r.

http://azja-zachodnia.blogspot.com/2017/06/55-rzeczpospolita-pogowkow.html

Ilustracja: internet, przetworzenie autor.

sobota, 1 lipca 2017

57. FANTAZJA WOLNOŚCIOWA

Do dziś coś nie daje mi spokoju. I może to pytanie zabrzmi dziwnie, ale należy je wreszcie otwarcie postawić:
Jak to możliwe, że Polacy, którzy tak genialnie rozegrali upadek komunizmu i transformację ustrojową, do dziś nie są w stanie sobie zorganizować stabilnej i spokojnej państwowości?
W końcu ci sami Polacy!

Na początek trochę historii –
Na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych, antykomunistyczna opozycja postępowała niezwykle zręcznie. Jako pierwsza pojawiła się koncepcja utworzenia wolnych związków zawodowych. Powstał największy Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „SOLIDARNOŚĆ” o zasięgu krajowym. Jednak wolne związki zawodowe o charakterze wybitnie robotniczym, tuż pod nosem władzy, która sama mianowała się robotniczą, bardzo nie podobały komunistom!

Owszem – wyglądało to jak kpina z idei tak zwanego ustroju robotniczo-chłopskiego.

Bardzo nie podobało się to władzy komunistycznej. Zagroziła nam też „bratnia pomoc” ze strony wszystkich komunistycznych krajów ościennych.
I tak:
„MATECZKA ROSJA”, jeszcze breżniewowska, rzecz oczywista, była gotowa do niesienia „bratniej pomocy zbrojnej zaprzyjaźnionym klasom robotniczym” państw satelickich, w tym polskiej klasie robotniczej.
W tak zwanej NIEMIECKIEJ REPUBLICE DEMOKRATYCZNEJ, niejeden dawny gorliwy hitlerowiec, który „odkupił swe winy” podlizywaniem się komunistom, po cichu marzył, aby raz jeszcze przeżyć wzniosłą chwilę, stawiając zwycięską stopę na ziemiach polskich.
Wreszcie z kolei, Bracia CZESI I SŁOWACY, radzi byli okazać nam „wdzięczność”, za rok 1968…

Jednakowoż, w roku 1981, wszystko skończyło się „tylko” naszym lokalnym stanem wojennym.

Do roku 1989 niewiele działo się. Panowała powszechna bieda, galopująca inflacja i ogólna beznadzieja. Większość artykułów sprzedawano na kartki. Nawet agresywną propagandę mającą na celu wykazywanie wyższości ustroju socjalistycznego nad kapitalistycznym, władze komunistyczne wyciszały.

W tym samym czasie sporo jednak działo się w samej Rosji. Sytuacja z wolna dojrzewała – na najwyższych szczeblach władzy trup słał się gęsto, niczym w amerykańskim westernie. Mam na myśli kolejnych „szeryfów” Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego, wyziewających ducha, jeden po drugim. W 1985 roku do władzy doszedł Michaił Gorbaczow, który rozpoczął swoją słynną „pierestrojkę”. Dla nas najciekawsze zaczęło się w roku 1989, gdy tenże Gorbaczow, nie pozostawił wątpliwości, że polscy towarzysze, z dalszą ewentualną „budową socjalizmu” muszą radzić sobie sami.

Oznaczało to koniec komunizmu i radzieckiej okupacji. Polska Zjednoczona Partia Robotnicza, straciwszy wieloletniego protektora, musiała zgodzić się na daleko idące ustępstwa. W tym na oddanie części władzy w ręce opozycji i zorganizowanie Konferencji Okrągłego Stołu.
Tak zwane „wolne związki zawodowe” przetrwały w podziemiu do roku 1989, do Konferencji Okrągłego Stołu, która to konferencja również była genialnym rozwiązaniem. Oto transformacja ustrojowa odbyła się całkowicie pokojowo, bez żadnej rozróby w naszym polskim stylu. W dodatku Konferencja ta otworzyła drogę do pozbycia się rosyjskich wojsk okupacyjnych z całej Europy środkowo wschodniej.

Trzeba zaznaczyć, iż sam schyłek lat osiemdziesiątych, był to czas mocno niepewny. Dzięki Gorbaczowowi zarysował się koniec komunizmu, ale w nieprzewidywalnej Rosji, w każdej chwili, mógł nastąpić nagły zwrot wstecz. Któregoś dnia Rosjanie mogli wywalić znienacka i na zbity pysk, samego Gorbaczowa wraz z jego pierestrojką, zastępując go jakimś Żyrynowsko-podobnym. Nowy rosyjski władca, bez zmrużenia oka, ponownie wziąłby ostro za mordę wszystkie demoludy. Tak profilaktycznie. W samej Polsce zaś, dla przykładu i za „szczególne zasługi”, urządziłby krwawą jatkę. Cały zaś skład Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, z Generałem Jaruzelskim na czele, wyjechałby do Rosji i wszelaki słuch by po nich zaginął.
Rosja wówczas miała w podległych sobie państwach satelickich, rozmieszczone wojska okupacyjne. Białoruś, Ukraina, Litwa, Łotwa, Estonia i jeszcze kilka innych państw, to były republiki radzieckie w granicach Związku Radzieckiego. Nad bezpośrednią granicą z Polską, Rosja zgromadziła spore siły militarne, gotowe w każdej chwili przekroczyć granicę i zaatakować Polskę.
„Odświeżony” komunizm utrwaliłby się na dalsze długie lata.

W tych warunkach ewentualne zbrojne powstanie w Polsce, co do nas jest podobne, zorganizowane w którymś momencie, na przestrzeni lat 1975-1989, byłoby kardynalnym błędem. Położyłoby kres pozytywnym przemianom w Rosji i w całej Europie Wschodniej. „Zaskarbilibyśmy” sobie międzynarodową „wdzięczność” wszystkich krajów europejskich, zachodnich i wschodnich, na czas nieokreślony, bo wszystko popsulibyśmy.
A nastroje społeczne w Polsce i w całym bloku wschodnim, były wówczas niezwykle napięte.

Na szczęście nic takiego nie nastąpiło. Z naszej strony nie było żadnych niekontrolowanych i nieodpowiedzialnych prowokacji.

Jak to zatem możliwe, że Polacy, gdy przyszedł odpowiedni czas, tak wspaniale umieli ten czas rozpoznać. Polacy umieli założyć niezależne związki i, osiem lat później, bezbłędnie i pokojowo przeprowadzić transformację ustrojową?
Jak to zatem możliwe też, że ci sami Polacy, do dziś nie są w stanie zorganizować sobie spokojnej władzy i państwowości?
Polacy u siebie nic nie umieją zorganizować, począwszy od legendarnego już skupu butelek, skończywszy na powszechnym wzroście dobrobytu, sprawnej służbie zdrowia, czy rozsądnej polityce zagranicznej.
Jak więc to z nami jest?

************************************************************

Można puścić wodze fantazji. Wnioski, nie będą wprawdzie dla nas zbyt pochlebne, ale niżej opisana teoria dość wyczerpująco odpowiada na to pytanie. Opisane niżej sytuacje są prawdziwe lub fikcyjne, autor nie posiada żadnych dowodów, że istotnie tak było. Po prostu mogło tak być.

Otóż w pewnym momencie, nie u nas, lecz na Zachodzie, została opracowana dokładna strategia obalenia komunizmu. Oczywiście zaczęto o tym myśleć, prawdopodobnie już latach siedemdziesiątych, gdy pojawiły się pierwsze, jeszcze niemal niewidoczne rysy na monolitycznym cielsku państwa radzieckiego. Panował tam wówczas stary i niedołężny Breżniew. Postępująca frustracja narastała nie tylko w państwach podbitych, ale i na wyższych szczeblach władzy w samej Rosji.
O wszystkim tym, odpowiednie wywiady, na bieżąco, informowały rządy wolnych państw Europy Zachodniej i USA. Były to wywiady tychże państw, współpracujące z CIA, oraz cicha, lecz bardzo skuteczna dyplomacja watykańska.

Autorem wspomnianej strategii, początkowo był znienawidzony przez komunistów, prezydent USA Ronald Reagan. Wtórowała mu Żelazna Dama, Premier Wielkiej Brytanii Pani Margaret Thatcher. Odegrała tu bardzo znaczącą rolę.

Pierwszym etapem strategii był wybór Polaka na tron papieski w 1978 roku. Potrzebny był wyjątkowo inteligentny i dobrze znający komunizm, przywódca Kościoła Katolickiego. Kardynał Wojtyła okazał się najbardziej odpowiedni.

Drugim, dającym się wyróżnić etapem było, jak wcześniej wspomniano, zorganizowanie w Polsce, w roku 1980, niezależnej opozycji, nadając jej postać związku zawodowego o nazwie „SOLIDARNOŚĆ”. To zdecydowanie lepiej wyglądało i dawało większe szanse, nawet legalnego działania. Wszak miał to być tylko związek zawodowy, a w każdym kraju działają różne związki zawodowe.

Jednak polskie państwo komunistyczne było państwem totalitarnym. Państwo to decydowało o wszystkim i praktycznie, samo było jedynym wielkim pracodawcą. Formuła związku zawodowego wydawała się tu optymalna. Mimo to, w roku 1981, pod naciskiem Rosji, ogłoszono stan wojenny. To spowodowało zejście „SOLIDARNOŚCI” do podziemia.

Oczywiście przez całe lata osiemdziesiąte miała miejsce pewna niewielka pomoc finansowa zza granicy dla walczącej podziemnej Polski. Pomoc zakamuflowana, mieszcząca się w granicach typowego wspierania ruchu oporu.

I oto w roku 1989, w wyniku gorbaczowowskiej pierestrojki, nadszedł czas na trzeci, najważniejszy etap strategii obalania komunizmu.
W tym momencie na Zachodzie w ruch poszły gigantyczne pieniądze dla Polski. Już nie z obywatelskich datków ani z różnych fundacji, ale z rezerw budżetowych zachodnich mocarstw.

Rodzi się pytanie – kto też tak hojnie chciał nas finansować?
Odpowiedź jest banalnie prosta – cały bogaty, cywilizowany świat zachodni, a szczególnie państwa bezpośrednio graniczące z blokiem komunistycznym. W zamian za uniknięcie wybuchu wojny na terenie Europy. Wojny o trudnych do przewidzenia skutkach. Następował bowiem rozpad całego wschodnioeuropejskiego imperium!

Do wojny niewątpliwie doszłoby, gdyby sytuacja w Polsce lub w którymś z pozostałych krajów okupowanych, wymknęła się spod kontroli. Pomimo pozornego spokoju, atmosfera w Polsce była napięta. Ale to nie Polska stanowiła największe zagrożenie. Granica podzielonych Niemiec, to była wręcz bomba grożąca niekontrolowanym wybuchem. Agencje nie mówiły o tym wprost, ale wyczuwało się to z komentarzy zachodnich ekspertów. Karol Wojtyła i inni przywódcy zainteresowanych państw doskonale zadawali sobie z tego sprawę.

Państwa zachodnie, w szczególności te bezpośrednio sąsiadujące z blokiem komunistycznym, żyjące w spokoju i dobrobycie, gotowe były zapłacić każdą cenę za pokój w Europie. I trudno nie zgodzić się z tym stanowiskiem. Państwa zachodnie chciały uniknąć działań wojennych na bliskich terytoriach, w wyniku czego same mogły srodze ucierpieć.
Bardzo się tego obawiano w Europie Zachodniej.
Atoli szefowie rządów USA, Wielkiej Brytanii, Niemiec i innych krajów, wiedzieli, że pieniądz jest silniejszy i daleko bardziej praktyczny od karabinu. A pieniędzy mają pod dostatkiem.

Wspomniane gigantyczne pieniądze przeznaczone dla Polski, w dalszym postępowaniu podzielono, trudno powiedzieć w jakich proporcjach, na trzy główne części:

– jedna część została przekazana na prywatne konta jednej, negocjującej przy Okrągłym Stole, strony;
– druga część została przekazana na prywatne konta drugiej, negocjującej przy Okrągłym Stole, strony;
– trzecią część zaś otrzymał Narodowy Bank Polski na likwidację galopującej inflacji i umocnienie złotówki.

Istotnie, nazywając rzecz po imieniu, dwie pierwsze części były to „GIGANTYCZNE ŁAPÓWY”!
W zamian za te przeogromne pieniądze, obie negocjujące podczas posiedzenia Konferencji Okrągłego Stołu, strony, zobowiązane były nie kłócić się, tylko ściśle, w sposób niezwykle zdyscyplinowany, stosować się do poleceń zachodnich mentorów.
I czyniły to.
Słowem, Konferencja Okrągłego Stołu była sowicie opłacona i dokładnie wyreżyserowana oraz sterowana przez, jak w komunizmie nazywano – „określone koła na Zachodzie”!
Gigantyczna "USTAWKA"
, jakbyśmy to dzisiaj określili.

Ustabilizowanie polityki monetarnej, też było bezwzględnie konieczne, aby wyciszyć niepokoje społeczne na tle braków towarów w sklepach. Wprowadzona Reforma Balcerowicza, dosłownie w przeciągu dwóch miesięcy uregulowała sytuację rynkową.

W owianej do dziś tajemnicą Magdalence, odbyło się ostateczne doprecyzowanie umów Okrągłego Stołu. Dodatkowo, w jednym z postanowień, znalazły się tajne gwarancje bezkarności dla byłych komunistycznych funkcjonariuszy, co stanowiło podstawy słynnej „grubej kreski”. Przypieczętowano wszystko, a także, co oczywiste, odbyło się rozliczenie finansów. Wszystko już bez kamer i dziennikarzy.

Niemniej jednak, w ówczesnej, mocno niepewnej sytuacji międzynarodowej, tak właśnie, i dokładnie tak, należało tę arcytrudną sytuację rozegrać. Trzeba pamiętać, że był to rok 1989. Należało postępować ostrożnie, nie drażniąc nadal nieprzewidywalnej Rosji. Krytykowana dziś „gruba kreska” była wówczas całkowicie uzasadniona!

Niewielki był w tym wszystkim nasz polski wkład intelektualny. Całą tę strategię wymyśliły i zrealizowały legendarne „określone koła na Zachodzie”.

Wyjątek stanowi Czcigodna Postać Karola Wojtyły, który już jako Papież, od razu dołączył do naczelnych współtwórców strategii wyjścia z komunizmu. Natychmiast po wstąpieniu na tron papieski, dał się poznać jako mąż stanu wielkiego formatu i stał się jednym z głównych rozgrywających skomplikowaną sytuację całej ówczesnej Europy Wschodniej, na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. Jan Paweł II okazał się niezwykle zręcznym i nie popełniającym błędów politykiem. Taki Człowiek był wówczas Europie niezwykle potrzebny!
Jan Paweł II był jednym z Wielkiej Czwórki. Pozostali to: Prezydent USA Ronald Reagan, po roku 1988 George Bush, dalej – Żelazna Dama, czyli Pani Premier Wielkiej Brytanii Margaret Thatcher oraz Kanclerz Niemiec Helmut Kohl.
Nie zapominajmy, że to była rozgrywka z Rosją, światową potęgą nuklearną!
Przez cały czas Jan Paweł II był niezwykle życzliwy i oddany Polsce, pomimo iż decydowały się losy Europy, a dodatkowo, jako Papież, formalnie zarządzał kościołem światowym.
Ale to ostatnie to odrębny temat. Prawdą jest, że sam Kościół Katolicki był i jest daleki od świętości i doskonałości.

Na wielkie uznanie zasługuje również Wielka Postać Lecha Wałęsy, Przewodniczącego Związku Zawodowego „Solidarność”. Robotnik ze stoczni, wykazał nieprawdopodobną elastyczność intelektualną i zdolności mądrego Przywódcy. Oczywiście otoczony sztabem mądrych i wykształconych doradców, pozostając w stałym kontakcie ze światłym Papieżem Janem Pawłem II, niejako wziął na siebie ciężar całej międzynarodowej rozgrywki.
I wygrał!


Rychło, gdy sytuacja w Polsce, a potem w całej Europie Wschodniej ustabilizowała się, po roku dziewięćdziesiątym, Polska została uznana za region bezpieczny. Państwa zachodnie przestały interesować się Polską i sterować wydarzeniami, pozostawiając ciąg dalszy naszej własnej „pomysłowości”. Tym samym geniusz polityczny nas opuścił!
Jako naród pozostaliśmy sami, ze swoją prostacką, słowiańską mentalnością, a z drugiej strony, z autentyczną, prawdziwą wolnością. Z tą ostatnią, tak naprawdę, do dziś nie bardzo wiemy co zrobić!
Pozostaje przykre ważenie, że cała ta walka o wolność i demokrację, była tylko polską FANTAZJĄ WOLNOŚCIOWĄ...

Główne postacie transformacji, czyli obie „Wysokie Układające się Strony Okrągłego Stołu” pozostały z gigantycznymi majątkami.

I co było potem?

Dawni czołowi działacze „SOLIDARNOŚCI” stali się niezwykle bogatymi ludźmi. Pozakładali duże koncerny, pootwierali dochodowe wydawnictwa, oraz ogólnopolskie sieci rozgłośni radiowych i telewizyjnych.
Natomiast słynny, Niezależny Samorządny Związek Zawodowy „SOLIDARNOŚĆ” nigdy nie splamił się obroną praw pracowników jakiejkolwiek firmy prywatnej. A przecież po upadku komunizmu przeważająca większość firm, to były już firmy prywatne.
Autor odczuł to na własnej skórze już w roku 1992. Za domaganie się od swojego prywatnego pracodawcy wypłaty wielomiesięcznych zaległych wynagrodzeń dla pracowników, został dyscyplinarnie wyrzucony z pracy. Do dziś pracodawcy wyzyskują pracowników do granic możliwości.

Jeżeli chodzi o drugą stronę, to nie jest przypadkiem, że dawna siedziba Komitetu Centralnego, Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej, błyskawicznie stała się krajowym centrum finansowo-bankowym.
Natomiast oprawcy i zbrodniarze z byłej SB pozostali bezkarni i żyją sobie dostatnio, nierzadko na wysokich stanowiskach, w przeciwieństwie do ich ofiar.

Tyle, że to już, z biegiem czasu, powinniśmy byli załatwić sami. Nie załatwiliśmy. Rozpoczęliśmy bezsensowne, naiwne i niekończące się „wojny na górze”.

Podkreślam – opisany fragment polskich dziejów, to tylko fantazja autora, nie oparta o żadne źródła, a zbudowana wyłącznie na podstawie obserwacji i logicznego kojarzenia faktów. W dodatku opisana jest w dużym skrócie i przy zastosowanych pewnych uproszczeniach.
Można autora kopnąć, wyzwać od zdrajców, można też, po zastanowieniu przyznać rację.
Na pewno znajdą się i tacy, dla których od początku wszystko to było oczywiste.

Jak się dobrze zastanowić, punkt po punkcie, powyższa teoria wyjaśnia cały ówczesny ciąg zdarzeń, z wymienioną już „grubą kreską” włącznie. Wszystko też dziwnie pasuje, także do wypadków następujących potem i aż po dzień dzisiejszy.

Pokuśmy się o motto – pecunia non olet... samo życie…